Bezan machnął ogonem. Na jego pysk powoli wypłynął drapieżny uśmiech. Usłyszał - czy też raczej nie usłyszał, bo The End chodził bezszelestnie, ale zdradzała go nagła cisza zapanowywująca po tym, jak się pojawiał - kroki swojego najlepszego przyjaciela. The End wyszczeżył w demonicznym uśmiechu zęby spod kapelusza, obszedł Bezana i usiadł przed nim.